Jak schudnąć raz na zawsze i przestać być na diecie?
Od autorki:
Skoro tutaj trafiłaś – to przypuszczam, że masz już niezłe doświadczenie w różnych, mniej lub bardziej skutecznych dietach, a twoja frustracja właśnie osiągnęła szczyt, bo w końcu, ile razy można zaczynać odchudzanie od nowa? No właśnie…
Jaka dieta jest najskuteczniejsza na odchudzanie?
Prawdopodobnie to jest pytanie, na które właśnie teraz szukasz odpowiedzi… bo masz już dość efektów jojo. Masz już dość tej ciągłej walki, stresu, wyrzeczeń i jednocześnie chcesz mieć piękne ciało. Czyli dosłownie chcesz zjeść i mieć ciastko i wtedy byłabyś szczęśliwa!
A gdybym powiedziała ci, że po prostu utknęłaś w samo napędzającym się kole, w którym szczupłe ciało jest symbolem szczęścia i spełnienia, ale ty nie czujesz, ani szczęścia, ani spełnienia; bo to ciało nie jest 'takie jakbym chciała’. I ten smutek, który się w tobie pojawia w związku z niewystarczającym ciałem, jest właśnie tą energią napędzającą to symboliczne koło, które toczy się wokół jedzenia.
Czyli poniekąd, jeśli dobrze trafiłam, to mamy już winowajcę całego zamieszania.
Dlaczego ciągle wracasz do bycia na diecie?
I tak, jedzenie w twoim życiu pełni szereg funkcji dodatkowych, innych niż odżywianie. I raz na jakiś czas, po prostu chcesz 'przejść na dietę’, więc nagle masz sytuację, w której czujesz się niezaspokojona, bo brakuje ci tych funkcji dodatkowych.
Masz restrykcyjny jadłospis, liczysz kalorie, widać nawet pierwsze efekty… ale nagle wymiękasz, bo miałaś trudny dzień w pracy, bo okres się zbliża i czujesz po prostu smutek, bo presja diety jest tak duża, że stresujesz się już samym faktem, że za chwile ulegniesz jakiejś pokusie i zjesz czekoladę, która nie powinna teraz wkroczyć do twojego jadłospisu.
Z perspektywy dietetyka, mogłabym powiedzieć, że super! Mamy świat, w którym jedzenie pełni szereg 'ponadprogramowych’ funkcji, więc ludzie zasadniczo będą dostarczać go więcej, niż powinni, a w konsekwencji prędzej czy później będą potrzebowali usług dietetyka, by ratować swoje zdrowie…
Nadmierna masa ciała to tylko skutek – znajdź przyczynę nadmiernego jedzenia!
Jednakże, z drugiej strony, nie miałabym kręgosłupa moralnego, jakbym nie powiedziała, że problem ten jest dużo bardziej złożony i powinniśmy zająć się przyczynami, a nie skutkami, jakie powstają! Bo przyczyny naszych zachowań, schematów, przyzwyczajeń żywieniowych, często tkwią dużo głębiej, niż mogłoby się nam wydawać. I dlatego właśnie ta dieta, to tylko taka chwilowa iluzją, że coś naprawiam, że robię coś dobrego dla siebie i swojego zdrowia… ale prawdopodobnie, dla większości z nas samo „bycie na diecie”, prędzej czy później skończy się fiaskiem. Bo żeby to nawet mogło się udać w takiej restrykcyjnej formie, to po drodze trzeba by było zająć się tym wszystkim, co „leży pod spodem” i czeka na zaopiekowanie. I to „leżące pod spodem”, to czasami przez całe życie było przygłuszone: czekoladką, winkiem, ciasteczkami.
Jedzenie emocjonalne to częsta przyczyna nadmiernej masy ciała
Może właśnie dlatego, samo „bycie na diecie” wywołuje w tobie tyle emocji? Bo może właśnie wtedy ta cała „silna wola”, o której się tyle mówi, to ona właśnie musi podjąć decyzje – czy robimy ewakuacje i wracamy do jedzenia, które daje nam ukojenie i zaspokaja wiele różnych funkcji (w naszym przypadku, nie tylko odżywczych) czy nadal jakoś znosimy to wszystko, gdzie to „wszystko” to tak naprawdę czeka w kolejce na zaopiekowanie. Ale w momencie, w którym ty przekraczasz granice własnego ciała i wprowadzasz reżim żywieniowy i zmieniasz gwałtownie sposób, w jaki karmisz to ciało, to odbiór tego, co w tobie zalega emocjonalnie, jest dużo bardziej intensywny. Ty wchodzisz w tryb przetrwania psychicznie i często fizycznie.
I nie dość, że nic z tego nie wychodzi, bo zazwyczaj waga wraca i to często podwójnie, to cała ty, potrzebujesz też czasu, żeby dojść do siebie po tym, co sobie sama zafundowałaś.
Zaopiekuj się swoimi emocjami
Porównałabym to wszystko do sytuacji, w której decydujesz się na wycieczkę dookoła polski – rowerem, ale okazuję się, że ten rower, od wielu lat, czeka na porządny przegląd, że już dawno dawał o sobie znać. Coś tam stukało, charczało, przerzutki się zacinały, ale ty to zignorowałaś, puszczałaś głośniej muzykę, żeby tego nie słyszeć i jakoś jechało się dalej. I pokonujesz, powiedzmy… 100 kilometrów, jesteś wyczerpana fizycznie, bo sam pomysł był ekstremalny jak na twoje możliwości, ale… co gorsza — ten rower, to on już się po prostu rozsypał.
To szalone, by próbować, oddzielić materię ciała i umysłu od siebie, ale gdyby uznać, że rower to mózg, który czeka na przegląd i już nieźle się sypie, a ty ten mózg zabierasz na wycieczkę dookoła polski, z ciałem, które nigdy nie przejechało, więcej niż 10 km. To, to jest właśnie przykład szaleństwa.